Preludium
Komentarze: 0
Właśnie mijają cztery lata od chwili, gdy odesłali swoje zwłoki do domu. Przebywali już ponad 5 lat na skrawku lądu wykrojonym pomiędzy Beninem a Ghaną, od północy graniczącym z Górną Voltą, od południa opadającym ku Zatoce Gwinejskiej. Togo. Nic nie zapowiadało, że niemal zwyczajna wyprawa badawcza doprowadzi do tego, że będą się kryć po jaskiniach.
Zapowiadało się to wszystko na jedno z ważniejszych odkryć archeologicznych w historii. W ciągu podziemnych korytarzy natrafili na idealnie wyprofilowaną kopułę. O jej niezwykłości stanowiła czarna, lśniąca substancja pokrywająca komorę, nie do ruszenia żadnym narzędziem, jakim dysponowali, o czym przekonali się usiłując pobrać próbki. Kopuła o średnicy około 35 metrów i wysokości niemal 18-tu była całkowicie pusta, podobnie, jak druga, pięciokrotnie mniejsza. Czego nie dało się powiedzieć o trzecim pomieszczeniu, jeszcze mniejszym i zawalanonym gruzem. Gruzem i czymś jeszcze.
To coś sprawiło, że ekspedycja została natychmiast utajniona. To coś było bardzo stare i jednocześnie aż za bardzo współczesne. Składało się z gładkiej, metalowej płyty oraz dwóch paneli, nasuwających skojarzenia z klawiaturami, czym się też ostatecznie okazały.
Nie zachowywali się jak archeolodzy, ale jak stado rozgorączkowanych pawianów. Każdy klawisz został wciśniety przynajmniej pięć razy, gdy na pionowej płycie zaczęły pojawiać się, sprawiające wrażenie trójwymiarowych, całkowicie obce im symbole. To ostudziło małpią ciekawość, ustępując miejsca zaskoczeniu.
- Jasssny gwint - wymamrotał Dulack. Słowa zawisły w powietrzu. Słychać było tylko oddechy.
- A teraz... a teraz zjawią się małe zielone ludziki, niebagatelnie wkurzone, że ktoś majstrował przy ich laptopie... - stwierdził, siląc się na spokój Pisar.
Dodaj komentarz